niedziela, 10 maja 2015

Rozdział [01] - Pożar

Dla Wiktorii,
za niezliczoną ilość inspiracji
i nasze wieczorne rozmowy

Beta: Fia

     Amelia Halloway była najzwyklejszą nastolatką. Chodziła do zwykłej szkoły, mieszkała w zwykłym domu i miała zwykłych znajomych. Odkąd ukończyła jedenaście lat, uczęszczała do szkoły Candon dla dziewcząt, która znajdowała się dwie ulice od mieszkania jej wujka przy Lawford Road. Rodzice Amelii zginęli, gdy miała zaledwie dwa latka i od tego czasu mieszkała z jedyną rodziną, jaka jej pozostała. John Parkins nigdy nie planował mieć dzieci, chciał się poświęcić własnej karierze, ale córkę siostry pokochał całym sercem. Posyłał ją do najlepszych szkół, pojawiał się na każdym przedstawieniu i zawsze ją wspierał, jak tylko mógł. Amelia była za to wdzięczna i bez problemu postrzegała go jako swojego rodzica. Jej życie było zadziwiająco spokojne.

     Tak więc, gdy obudziła się w kolejny zwykły dzień, nie spodziewała się niczego niezwykłego. Jak bardzo się myliła.


     Obudziła się, słysząc nawoływanie wujka z dołu.
      – Mia, śniadanie!
     Było piętnaście po siódmej, a ona i tak była już mocno spóźniona. Ledwo przytomna wyszła spod ciepłej kołdry i spojrzała za okno. Kolejny ponury dzień z dużą szansą na ulewę. Można się było do tego przyzwyczaić, mieszkając w Londynie od tylu lat. Po paru nieudanych próbach udało jej się podnieść z łózka i chwiejnym krokiem zejść po schodach bez większych urazów. Poczuła z kuchni zapach naleśników. John przyrządzał je w każde jej urodziny, a jako że dzisiaj Amelia kończyła siedemnaście lat, spodziewała się podwójnej porcji. I nie zawiodła się – większość blatu kuchennego pokrywały talerze pełne naleśników przyozdobionych każdą możliwą polewą. Amelia zaśmiała się cicho na widok wujka w różowym fartuchu, który kupiła mu na Walentynki. Spojrzał na nią niewinnie. Widząc jego zadowoloną minę, poczuła wyrzuty sumienia w związku z tym, co dzisiaj planowała po szkole.
      – Witaj, solenizantko! – krzyknął radośnie i objął ją mocno. – Wyglądasz, jakbyś nie spała całą noc.
     Amelia uwielbiała jego prostolinijność. Objęła ramionami szyję wujka, wdychając mieszankę drogich perfum i naleśników. Pachniał jak dom. Odsunęła się szybko, nie chcąc się rozkleić w tak piękny poranek. Usiadła przy stole i sięgnęła po pierwszy stos naleśników. Była pewna, że na koniec wyląduje z głową w toalecie, ale miała to gdzieś. Tylko raz się kończyło siedemnaście lat.
     – Jestem zdziwiony, że jeszcze nie urwałaś mi głowy za brak prezentu – powiedział John z lekkim uśmiechem na twarzy. – Gdy byłaś mała, wydawałaś się całkowicie do tego zdolna.
    – Nie martw się, nie zapomniałam. Po prostu uznałam, że warto zaczekać, zanim urwę ci głowę. Jak potem znajdę prezent?
     John roześmiał się i zmierzwił jej włosy, zanim zdążyła uciec.
    – Dostaniesz go jutro u mechanika. – puścił jej oko. – Dzisiaj mam aż trzy castingi, a ty plany z koleżankami. Przypomnij mi, gdzie idziecie?
     Amelia przełknęła ślinę i powoli odłożyła szklankę, zwlekając z odpowiedzią. Nie lubiła go okłamywać i zawsze starała się tego unikać
    – Jaden wyciąga mnie do kina – odpowiedziała, starając się nie patrzeć mu w oczy. – Tylko ona, ja i paru znajomych ze szkoły.
     Wyciągnął z kieszeni piętnaście funtów i położył na stole obok prawie pustego talerza. Wróciły wyrzuty sumienia.
     – Baw się dobrze i bądź pod telefonem.
     Pokiwała głową i spojrzała na zegarek. Widelec wypadł jej z dłoni i z głośnym trzaskiem uderzył o talerz.
7:42.   
     Zerwała się z krzesła, przełykając w biegu ostatni kęs naleśnika i popędziła do pokoju. Mniej więcej dziesięć minut później była gotowa. Włosy spięła w elegancki kok, na twarz nałożyła delikatny makijaż i założyła specjalnie przygotowaną na tę okazję czarną, obcisłą sukienkę, którą dostała od Jaden na święta. W momencie, gdy ją zobaczyła, była pewna, że nigdy jej nie założy, ale dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Przyjrzała się sobie w podłużnym lustrze wiszącym na ścianie. Musiała przyznać – wyglądała całkiem porządnie. Ciemne włosy, których kolor wahał się między czernią a brązem, chorobliwie blada skóra i wąskie usta. Z tym makijażem wyglądała niemal niebezpiecznie.
      Do kieszeni wsadziła zegarek ojca, jedyne, co jej po nim zostało. Już dawno nie działał, a wieko było lekko zniszczone, ale Amelia lubiła mieć część jego zawsze przy sobie. Poza tym zawsze podobał jej się symbol wyryty z tyłu zegarka. Niejednokrotnie próbowała go znaleźć w sieci, ale bez powodzenia. Pytała nawet Johna, ale on też nie miał pojęcia. Najwidoczniej był to tylko projekt  jej ojca. Narzuciła płaszcz na ramiona i wybiegła z domu. Na szczęście nie padało.
     W momencie, gdy przekroczyła próg szkoły, rozległ się dzwonek ogłaszający rozpoczęcie zajęć. Amelia westchnęła cicho. Miała nadzieje spotkać się z Jaden przed lekcjami, a teraz nie miała innej opcji, jak tylko wejść do zapełniającej się klasy.
    Historię miała z niezwykle nieprzyjemną nauczycielką, która z wielką satysfakcją by ją zatrzymała po lekcjach, gdyby spóźniła się choćby minutę. John przyzwyczaił się już do ciągłych telefonów od dyrektora w sprawie kolejnego przewinienia, które zdaniem pani Surrey powinno zakończyć się wydaleniem ze szkoły. Dlatego dzisiaj Amelia postanowiła zachowywać się nienagannie, aby nie dać jej żadnego powodu do niezadowolenia. Już od początku czuła na sobie jej podejrzliwe spojrzenie, ale starała się to zignorować, uporczywie wpatrując się w notatki na ławce.
       – Psst.
     Amelia odwróciła się powoli, upewniając się, że wzrok pani Surrey jest skupiony gdzie indziej. Ławkę za nią siedziała Emily Snow, królowa szkoły i znienawidzona przez Amelię cheerlederką.  Emily miała w sobie wszystko, czym Amelia  gardziła i po prostu nie było między nimi szansy na coś innego niż czysta pogarda. 
     – Halloway, chyba ci się budynki pomyliły – szepnęła z zadowolonym uśmiechem na twarzy. Och, jak bardzo miała ochotę wbić jej pięść prosto w nierówne zęby. – Do klubu nocnego to na pasach w lewo.
     – Więc może mnie tam pokierujesz, Emily? Wydaje się, że znasz drogę.
    Jej uśmiech zgasł jak przepalona żarówka.
     – Zobaczmy, co myśli o tym pani Surrey.
    I zanim Amelia zdążyła ją powstrzymać, Emily uniosła wysoko dłoń. Zamarła. To mogło zepsuć wszystko. Nauczycielka na pewno nie przegapi okazji wysłania jej do dyrektora.
     – Tak, panno Snow?
    Amelia zacisnęła dłonie w pięści.
    – Proszę pani, Amelia ma na sobie nieprzepisową sukienkę. Statut szkoły wyraźnie stwierdza, że minimalna długość to do kolan.
    Amelia wypuściła gwałtownie powietrze z płuc. Całkowicie zapomniała o tym głupim przepisie. Gdy podniosła wzrok, chcąc zobaczyć reakcję pani Surray, była pewna, że jest skończona.
    – Ma pani całkowitą rację, panno Snow – nauczycielka przerwała i podeszła powoli do ławki. – Szlaban dzisiaj po lekcjach, panno Halloway. Upewnię się również, że dyrektor o tym usłyszy. Może to cię oduczy łamania przepisów.
    I odeszła.

     Amelia trzęsła się z wściekłości, próbując otworzyć szafkę. Już po raz trzeci źle wycelowała kluczem w otwór. Miała ochotę wyrwać drzwiczki z zawiasami. Jaden w ogóle nie pomagała. Przez kolejne trzy lekcje narzekała, że teraz będzie musiała iść na imprezę sama i jak jej najlepsza przyjaciółka mogła ją tak wystawić. Amelia w końcu nie wytrzymała.
     – Myślisz, że ja prosiłam o ten szlaban?! – krzyknęła odrobinę zbyt głośno. Parę osób na korytarzu odwróciło się w ich kierunku, ale ona nie zwracała na to uwagi. – Po prostu zapomniałam! Surrey zawsze znajdzie powód, żeby mnie wysłać do dyrektora i dobrze o tym wiesz!
     Uderzyła mocno pięścią w szafkę, której w końcu nie udało się otworzyć i ruszyła korytarzem, nie zwracając uwagi na to, dokąd idzie.
    Weszła na stołówkę i podeszła do stanowiska z jedzeniem. Wciąż była pełna po śniadaniu, więc wzięła tylko szklankę mleka i ruszyła ku stolikowi w rogu pomieszczenia. Nie z powodu nieśmiałości, ale był to stolik najbardziej oddalony od Emily i jej tępych koleżanek. A jako że Amelia wciąż nie mogła się pozbyć chęci uduszenia jej gołymi rękami, uznała, że lepiej utrzymać pewien dystans. Na jej nieszczęście, idąc ku stolikowi, nie zauważyła wystawionej nogi jednej z koleżanek Emily. Runęła na ziemię. Jak w zwolnionym tempie uderzyła o podłogę, lądując centralnie na tacy z mlekiem.
     Potrzebowała chwili, żeby odzyskać ostrość wzroku. Mocno uderzyła głową o twarde panele. Pierwsze, co usłyszała, to głośny śmiech Emily, a zaraz po niej każdego na stołówce. Poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Uniosła się powoli, opierając się na łokciach, spoglądając na całkowicie zniszczoną sukienkę. Cała się trzęsła z furii, a po policzkach spływały jej łzy. Spróbowała wstać, ale powstrzymał ją przeszywający ból w kostce. Najwyraźniej ją skręciła.
Zebrała się w niej cała nienawiść, jaką posiadała, skierowana prosto w Emily i jej koleżanki. I nagle, ot tak, jakby wszystkie blaty zostały wcześniej oblane benzyną, stanęły w płomieniach. Każdy stół stał w ogniu. Śmiechy przerodziły się w krzyki. Amelia siedziała nieruchoma jak posąg. Co się właśnie stało?
     Wszyscy uczniowie jak jeden mąż, zerwali się z krzeseł i zaczęli przepychać się ku wyjściu. Amelia starała się po raz kolejny się podnieść, ignorując ból w kostce, ale tłum był tak gęsty, że nie była nawet w stanie się odwrócić. Jako że stołówka była niewielka, a okna zablokowane, coraz trudniej się oddychało. 
     Gdy większość uczniów wybiegła już z sali, rozległ się alarm przeciwpożarowy. Hałas był okropny. Amelia chwyciła stojące w pobliżu krzesło i podciągnęła się. Już tylko ona została w pomieszczeniu. Ogień był wszędzie. Chwiejnym krokiem ruszyła do wyjścia. Dym robił się coraz gęstszy. Amelia nie miała pojęcia, w którym kierunku pójść, z każdej strony otaczały ją płomienie. Zgięła się w pół, nabierając w usta dużą ilość dymu. Dotarło do niej, że umrze. Nie dotrze do wyjścia i umrze od zatrucia dwutlenkiem węgla w obskurnej szkolnej stołówce dla dziewcząt. Opadła na podłogę, nie mając już siły utrzymać się w pionie. Robiła się senna. Jak przez mgłę przypomniała sobie głos wychowawcy podczas ćwiczeń pożarowych. Większości ludzi nie zabija ogień, a dym. Wtedy Amelia nie zwracała na to większej uwagi, zbyt zajęta rozmową z Jaden. 
       W końcu takiej zwykłej dziewczynie jak ona nigdy nie przydarzyłoby się coś takiego.

-----------------
Z góry przepraszam za akapity - blogspot nie chciał współpracować i strasznie namieszał. Postaram się w drugim rozdziale to naprawić.